Z dedykacją dla Nobie!
Za poświęcony czas, plus bonus, kop
na szczęście i niech Ci się powiedzie! :* Trzymam kciuki !
Siedziałem przy
stoliku oddalonym od parkietu możliwie jak najdalej. Nie miałem
ochoty tu siedzieć i patrzeć na te głupie małolaty, które tak
bardzo chcą uchodzić za przysłowiowe plus osiemnaście. Dość
dwuznacznie pojęcie w tym miejscu, jedynie tak mogłem określić
bardzo rozebrane dziewoje, z których tapeta spływała pod wpływem
temperatury, a strój kończył się tam gdzie zaczynał.
To przechodzi ludzkie pojęcie -
pomyślałem z obrzydzeniem patrząc na kolejną dziewczynę, która
odbijała się jak kulka do paintballa o stoliki dla VIPów. Kolejny
łatwy cel dla napalonego, niekoniecznie małolata. Jeszcze chwila w
tym spędowisku bydła, a weźmie mnie na wymioty. Gardziłem takimi
miejscami, od kiedy dowiedziałem się, że moja siostra zahaczała o
ten pół-świat. Jej ruchy w pewnym momencie życia były tak
lekkomyślne, że skończyła jak skończyła, zanim przekonała się
jaki życie ma smak.
Zbliżała się 24, siedziałem w
dalszym ciągu, wolno pijąc sok pomarańczowy i ograniczając swoje
pole widzenia do krawędzi stolika. Byłem znużony i obrzydzony tym
miejscem. Co jakiś czas, ktoś nieumyślnie zahaczał o mój stolik,
wywołując u mnie kolejną porcję cholernej żenady. Mimo późnej
pory, młodzieży przybywało jak pszczół do ula. Zanim się
obejrzałem, zrobiło się jeszcze bardziej tłoczno i gorąco.
Kląłem siarczyście na młodego siurka, który miał się tu
pojawić. Co mi odbiło, żeby umawiać się w takim miejscu -
patrzyłem na kolejną zataczającą się blond plamę z piwem w
ręku.
Nie jest dobrze
– moje myśli z wolna zaczęły krążyć wokół sytuacji, w
jakiej się znalazłem. Miałem na nią jedno określenie. Patowa.
Początkowo ogarniała mnie permanentna złość, miałem ochotę
wyrżnąć wszystkich, którzy starali się postawić na moim
miejscu. Rzygałem tymi cholernymi dobrymi radami. Uważam, że robię
dobrze, trzymając Sakurę z dala od tego wszystkiego. Dziewczyna
wychodzi na prostą, ma aspiracje i zaczyna mieć swoje życie. Nie
mogłem tego zburzyć, a do wszystkiego dokładali się jeszcze
rodzice. Widziałem po prostu dumę w ich oczach, kiedy młoda
oznajmiała im, że wybiera się na studia, odzyskuje chęć życia i
stawia sobie tak wysoki cel. Szlag jasny z tym celem. Najgorsze na
nich patrzeć, kiedy widzieli, że ich córka zaczyna odnajdywać
przyjemność w nauce, i że rzeczywiście realizuje to, co sobie
wyznaczyła. Może nigdy o tym głośno nie powiedzieli, ale
widziałam te pieprzone iskierki w ich oczach. Nawet jak o tym myślę,
zaczynam się wkurzać. Niby wygląda to bezpodstawnie z mojej
strony, może czasem jak zazdrość, ale, do cholery jasnej, to ja
będę tym, który zniszczy sielankę spokojnego życia i znów
wciągnie Sakurę tam, gdzie być nie powinna. Dlatego tak bardzo
wkurwiały mnie rady wszystkich dookoła. Musisz jej powiedzieć.
Jak jakąś mantrę ciągle powtarzałem w głowie słowa znajomych,
a sam osobiście krzyczałem na siebie - graj na czas, Ikuto!
– Yo! –
Usłyszałem i z wolna podniosłem swój wzrok na owego siurka, który
chciał się przywitać ze mną jak ze starym kolegą. Byłem
zniesmaczony tym miejscem i zaistniałą sytuacją, w którą wplątał
mnie Pein. Cóż, wszystko musiało się przedłożyć na mój wyraz
twarzy, bo chłopaczek zrezygnował z „przyjacielskiego” gestu i
zajął miejsce naprzeciw, wyczekując jakiegokolwiek gestu
zainteresowania z mojej strony.
– Cena nie
podlega negocjacji, jestem jedynie pośrednikiem – powiedziałem
automatycznie ułożoną w głowie wypowiedź. Nie chciałem wdawać
się w bezsensowną rozmowę. Cel był z góry założony, moim
obowiązkiem była realizacja.
Patrzyłem na
białowłosego chłopaczka z przymrużeniem oka. Był młody, pewnie
narwany i liczyłem, że przystanie na warunki bez mrugnięcia okiem
ale nie, oczywiście cały świat był przeciwko mnie.
– Jak mogę się
skontaktować z właścicielem auta? – zapytał poważnie, a mnie
szlag jasny trafiał. Czy naprawdę wszystko dziś musi być nie po
mojej myśli ?!
Starałem się
nie pokazać, jak bardzo się wkurzyłem na jego słowa. Ostatnio
jestem jak Sakura, tykająca bomba. Tak właśnie się dzieje z
ludźmi, którzy wszystko w sobie tłamszą. Podniosłem głowę,
odrywając wzrok od napoju.
– Nie ma takiej
opcji – powiedziałem, siląc się na jednostajny, prosty,
oznajmujący ton. Patrzyłem mu w fioletowe oczy i dawałem wzrokiem
znaki, że wszystko jest ustalone i nic nie podlega negocjacji, zanim
zacznie wykłócać się o cenę czy namiary właściciela. –
Wszystko zostało ustalone. Nie ty to ktoś inny, rozumiesz? –
zapytałem, patrząc na wyraz jego twarzy, czy oby na pewno dotarły
do niego moje słowa.
– Nie podoba mi
się to wszystko – oznajmił, patrząc podejrzliwie.
– Zawijaj kitę!
– Przerwałam chamsko jego wypowiedź i wstałem, dając tym samym
znak, że rozmowa skończona, jednocześnie umacniając swoją
pozycję. Chłopak popatrzył na mnie niezdecydowanym wzrokiem . –
Wynocha! – dodałem rozeźlony, a żeby młody zgęścił ślimacze
ruchy i oddalił się pókim jeszcze dobry.
Chłopak wstał,
pociągnął łyk piwa, a ja zaciskałem pięści. Miał pecha - stał
się obiektem, na którym po prostu musiałem odreagować wszystko,
co mnie trapiło.
– Potrzebuję
godziny – powiedział, a jego twarz stężała, kiedy zobaczył
moje zaciśnięte pieści i zaostrzone rysy. W ciągu sekundy
złapałem go za fioletową koszulkę, lekko przeciągając przez
stolik.
– Nie masz
godziny, bierzesz albo won i koniec tej szopki – powiedziałem mu
ostro w twarz, modląc się o dodatkowe pokłady opanowania, które
kończyły się z sekundy na sekundę.
– Biorę –
zgodził się, a ja puściłem jego koszulkę i ponownie usiadłem,
lekko się uspokajając. Nie spuszczałem z niego wzroku. Stał lekko
wystraszony i czekał.
– Kluczyki –
wymamrotałem, szukając ich w kieszeni i po chwili rzuciłem je w
jego stronę. – Numer konta masz wysłany, więc najpierw wpłata,
a po wpłacie auto z umową i właścicielem będą u ciebie pod
domem. Żegnam – uciąłem gniewnie dzisiejsze spotkanie, a chwile
później patrzyłem na znikającą postać chłopaka w tłumie
spoconych nastolatków.
Miałem już
serdecznie dość takich ludzi. Czasem się zastanawiam, czy z nimi
aby na pewno jest wszystko w porządku. Jak można nie rozumieć
prostych wypowiedzi?
Siedziałem z
powrotem na swoim miejscu i wróciłem do picia soku. W sumie nie
wiem po co tu siedziałem, mogłem już zbierać się do wyjścia,
ale z niewiadomych mi przyczyn chciałem jeszcze chwilę odsapnąć
po słownej potyczce z gówniarzem.
– Ikuto –
odezwał się ktoś zza moich pleców. Bardzo dobrze znałem ten
głos, dlatego bez trudu dotarł do moich uszu, mimo muzyki. Nie
odwracałem się i czekałem, aż podejdzie.
Zjawił się dość
niepostrzeżenie, zajmując miejsce młokosa naprzeciw i wyciągnął
dłoń na powitanie, którą uścisnąłem. Zapanowała chwila ciszy.
Na to spotkanie czekałem miesiącami i miałem mieszane uczucia.
Wszystko miało się właśnie dziś wyjaśnić, więc czułem pętle
zaciskającą się na szyi. Patrzyłem na niego, wyczekując
wszystkich informacji, jakie dla mnie ma.
– Jak się
wszystko rozwija? – zapytałem ponaglającym tonem, patrząc mu już
mniej pewnie w czarne oczy. Przyjrzałem się mu dokładnie, miał na
sobie koszulkę koloru ciemnej śliwki, czarne włosy związane w
luźny kucyk, lekko spływające po ramieniu. Po wyrazie jego twarzy
nic nie mogłem odczytać, patrzył na mnie tym znanym, twardym
spojrzeniem, które skutecznie studziło jakikolwiek zapał.
– Orochimaru nam
przepadł – powiedział ciężkim tonem, ale zanim zdążyłem
dodać jakiekolwiek słowo aprobaty, kontynuował. – Wiem jedynie,
że szuka inwestycji, a ty wiesz, co mam na myśli – zakończył
poważnie, jednocześnie skinął do przechodzącej kelnerki, prosząc
o piwo.
Oczywiście
wiedziałem, co ma na myśli. Nie mam już czasu, sytuacja robi się
coraz bardziej napięta i niebezpieczna. Ukuło mnie w serce to
cholerne uczucie niepokoju, które dawało znak o sobie już od
miesiąca.
Kelnerka podała
zamówione piwo i gdy tylko się oddaliła, zapytałem o drugą
najważniejszą kwestię, jaka nie daje mi spokoju.
– Jak wygląda
sytuacja Madary i Sasuke? – spytałem, a w moim gardle pojawiła
się gula, która skutecznie ucięła dalszą, dość chaotyczną,
wypowiedź.
– Wnioskuję, że
Sasuke się nie zgodzi, poza tym Tsunade skutecznie zajmuje mu czas,
więc korzystają oboje z tej znajomości. – Pociągnął solidny
łyk piwa.
Itachi był dla
mnie człowiekiem zagadką. Nie mam pojęcia, jakim cudem wplątał
się w to wszystko syn policjanta i dlaczego odgrywał tu kluczową
rolę. Niejednokrotnie starałem się zebrać o nim jakieś
informacje, dowiedzieć się cokolwiek o jego celu czy choćby życiu.
Bez skutku. Nie miałem takich możliwości, by dotrzeć do
czegokolwiek, co by łączyło mnie z jego przeszłością, a sam
Itachi nie kwapił się do objaśnienia swojego celu, czy
przybliżenia mnie do rozwiązania tej zagadki.
Patrzyłem na
niego i czułem, jak rośnie we mnie frustracja. Właśnie w tym
momencie zdałem sobie sprawę, że możliwość odciągnięcia od
tego wszystkiego Sakury jest wręcz niemożliwa. Zamiast oddalać się
od tych wszystkich spraw, one ciągle przybierały na sile i waliły
mnie prosto w twarz w najmniej spodziewanym momencie.
– Wprowadzę w
to wszystko Sakurę, jak uda mi się odciągnąć ją od rodziców.
Potrzebuję kilku dni – powiedziałem poważnie, zdając sobie
sprawę z tego, że proszę o niemożliwe.
– Masz trzy dni,
Ikuto. Jeśli tego nie zrobisz, miej na uwadze to, że wystawiasz ją
wszystkim jak na złotej tacy, a nie po to nastawiamy karku, żeby
dziewczyna dała się złapać. – odparł, wiercąc mi dziurę w
brzuchu. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę, że słowa do mnie
dobitnie dotarły.
Spotkanie
Itachiego graniczyło z cudem. Dochodziła godzina trzecia nad ranem,
dalej siedziałem skołowany w wypchanym po brzegi klubie, przy
pustej już szklance. Nie chciałem do siebie dopuszczać tych
wszystkich złych scenariuszy, ale dziś chyba musiałem sobie na to
pozwolić. Miałem podjąć najważniejszą decyzję w moim życiu.
Powiedzieć czy
odwlec wyznanie prawdy Sakurze? pytałem sam siebie, a w mojej
głowie przewijało się milion możliwości, które kończyły się
jej śmiercią. Właśnie dlatego walczyłem ze sobą. Moje kroki,
moje i tylko moje decyzje zepchnęły nas na tę ścieżkę i
chociażbym nie wiem jak bardzo sobie pluł w brodę za głupotę,
teraz nie mogłem nic zmienić. Wiedziałem jedynie, że za blask
szczęścia w jej oczach zrobiłbym to znów. Mimo tego jak bardzo
byliśmy rożni, jak bardzo sobie dokuczaliśmy, jak bardzo się
nienawidziliśmy i darliśmy ze sobą koty. Jestem jej starszym
bratem, to do mnie należała droga pierwowzoru. Nie byłem dumny z
tego, że spadłem z piedestału do bram piekieł, czekając na wyrok
i ciągnąc ją ze sobą, ale co miałem zrobić? Patrzeć codziennie
na jej poszarzałą twarz od smutku, goryczy i zgryzoty? Była
wrakiem człowieka po tym cholernym wypadku. Zamknęła się w sobie
i powoli umierała. Umierało w niej wszystko, najpierw szczęście a
później, z dnia na dzień chęć życia. A kiedy zamilkła na dobre
wiedziałem, że nawet i to utraciła. Chciała umrzeć.
Nie mogłem
patrzeć na to wszystko z założonymi rękoma, więc poszedłem
szukać rozwiązania tam, gdzie trzeba podpisać pakt z diabłem. Tak
właśnie było. Podpisałem pakt, który miał obowiązywać jedynie
mnie, z biegiem czasu wszystko jakoś się zaogniło. Orochimaru
zaczął mnie szukać, łamiąc umowę i dopisując do niej kolejne
punkty, a mianowicie życie Sakury, która niczemu winna zaczynała
funkcjonować jak człowiek.
Wstałem
gniewnie, odsuwając krzesło. Mimowolnie zaciskałem pięści i
walczyłem z myślami, ale już wiedziałam co muszę zrobić.
Założyłem kurtkę w pośpiechu i ruszyłem do wyjścia,
przepychając się przez tłum ludzi. Trzecia trzydzieści.
Spojrzałem na zegarek w samochodzie i ruszyłem z wolna do swojego
mieszkania.
Musiałem
się przespać, szybko naładować baterie i ruszyć w teren od
samego rana. Tak przynajmniej postanowiłem. Dowie się za trzy dni.
To maximum, jakie wyznaczył Itachi, więc skorzystam z tego i
przygotuję zaplecze dla Sakury. Niestety musiałem wtajemniczyć
rodziców. Dobrze wiedziałem, że będzie to dla nich cios w serce i
to dosłownie. Przez swoją decyzję zrujnowałem nasz świat, ten
spokojny, wprowadzając do niego chaos i zamęt. Udawało mi się
wszystkiego uniknąć przez jakieś trzy lata. Ale tak to już jest,
przeszłości nie można zamieść pod dywan, a nawet jeśli to
robisz, ona wraca i jak echo odbija się od wszystkich z potrójną
siłą.
Wstałem
jakiś czas temu, dochodziła godzina dziesiąta, więc po wypiciu
mocnej kawy zadzwoniłem do ojca. Wiedziałem, że kiedy tylko zjawię
się w domu, dostanę po uszach za "nieodpowiedzialne"
zachowanie. Przecierałem zaspane oczy, wybierając kolejne
połączenie, tym razem do Peina. Musiałem z nim wszystko
skonsultować.
Nie
ucieszyły mnie wczorajsze wiadomości, wiedziałem, że to kiedyś
się stanie. Mimo mojego wczorajszego postanowienia, nie zamierzałem
wtajemniczać jeszcze Sakury i rodziców. Muszę pogrzebać w moich
kontaktach, może uda mi się wymyślić jakąś zastępczą opcję.
Gram na czas. Jedyne na co wpadł mój zmęczony mózg to wynajęcie
mieszkania w centrum i umieszczenie w nim Sakury, na czas
nieokreślony. To by wiele ułatwiło. Z jednego miejsca mógłbym
śledzić jej wszystkie kroki, jednocześnie zostawiając za swoja
osobą fałszywy trop. A to by pozwoliło mi na zdobycie kolejnych
paru miesięcy lub może roku. Nie uciekałem od odpowiedzialności
za swoje zachowanie, po prostu chciałem chronić Sakurę mimo
wszystko. Chciałem rozegrać to wszystko tak, by niczego nie była
świadoma.
– Pein,
Orochimaru przepadł, Madara i Sasuke bez potwierdzonych informacji –
powiedziałem, wstając z kuchennego krzesła i kierując się do
sypialni, by zebrać się w dalszą drogę, jaka mnie dziś czeka.
– Przyjedź tam
gdzie zawsze, będę czekać. Masz godzinę – powiedział tonem,
który nie znosił sprzeciwu i rozłączył się. Wiem, że i jego
zaskoczyła wiadomość o Orochimaru. Byliśmy już tak blisko i co?
– Znów się
wszystko posrało – warknąłem, rzucając ubrania na łózko.
Dla odmiany
czekałam jedynie chwilę na pojawienie się Ikuto. Na szczęście
dziś jego mózgownica postanowiła uruchomić szare komórki i
zadzwonić do taty. Niedzielny nudny poranek, ale szkoła nie
odpoczywa. Cieszyłam się jak dziecko, że nie będę siedzieć,
tylko wyjdę w końcu z domu.
Moi rodzice
obchodzili się ze mną jak z jajkiem, ale czasem i mi brakowało
cierpliwości, by znosić ich zachowanie. Starałam się być
wyrozumiała, nierzadko cierpliwa. W duszy nie pojmuję jak mogą
traktować w ten sposób 25-letnią kobietę. Na szczęście dorosłam
do tego, by przymrużyć na nich oko, a przynajmniej starałam się.
Często wciągał
mnie wir książek, a raczej podręczników. Ciągle miałam
wrażenie, że moja wiedza jest zbyt mała. Nawet się nie
obejrzałam, kiedy zaczęłam postrzegać się jak mała, głupia
dziewucha. Wszystko się ciągle zmieniało. Otworzyłam oczy i
zobaczyłam, że tak naprawdę jestem najmniejszym elementem świata.
Jednak ta wiedza nie stała na przeszkodzie, by doskonalić się od
początku do końca. Zrozumiałam, że ilość znajomych na Facebooku
wcale magicznie nie sprawia, że jestem szczęśliwa. A liczba
lajków nie idzie w parze z moimi osiągnięciami. Przestałam na to
patrzeć. Odwracałam głowę od tego portalu społecznościowego, by
zająć się wszystkim tym, na co czasu zbyt wiele nie miałam.
Właśnie wtedy poczułam, co to jest życie. Dążenie do
samorealizacji. Pokonywanie barier i cel. Nie siedziałam w domu,
mając w głowie, co robią moi starzy znajomi. Ja ciągle do czegoś
dążyłam, jednocześnie odcięłam grubą kreską moje poprzednie
życie, które było już teraz marnym cieniem nowo wykreowanej mnie.
Nie było mi żal, nie było smutku, nie było goryczy tylko posmak
zwycięstwa. Mojego własnego, przy którym już nie odczułam
potrzeby, by zawiadomić o nim świat przy pomocy napisania postu i
kliknięcia publikuj.
Dotknięcie
stopami zimnej szpitalnej posadzki obudziło we mnie głód życia i
samozaparcie, a wyjście ze szpitala i rehabilitacje, pozwoliły na
nowo zbudować moje poczucie wartości.
Pewnego dnia
weszłam do swojego pokoju, usiadłam na łóżku i patrząc na
otaczające mnie rzeczy zastanowiłam się nad wszystkim. Miałam
miliony pamiątek, zdjęć, figurek i innych pierdół. Wszystko
miało wartość emocjonalną, tudzież sentymentalną, ale nie w
tej chwili. Patrząc na to wszystko zdałam sobie sprawę z tego, że
byłam ograniczona do wegetacji na tym świecie. Nie tylko przez
cholerny wypadek ale i tryb życia, jakie przed nim prowadziłam.
Pozbyłam się wszystkich, tak naprawdę nic nie znaczących
przedmiotów i zaczęłam oddychać pełną piersią.
– Sakura,
słuchasz mnie? – spytała mama, machając dłonią przed moimi
oczami, a jej mina mówiła jedno – „martwię się o ciebie”.
Uśmiechnęłam się z wolna wyrwana ze swoich myśli, patrząc na
jej ciemno zielone oczy i lekko już przytłumioną szkarłatną
barwę włosów. Bardzo nalegała, żeby mnie odwieźć na uczelnię.
W sumie to nie mieliśmy nic do powiedzenia z tatą w tej sprawie,
więc odwiozła mnie pod samą bramę uczelni.
– Powtórzysz? –
zapytałam, uśmiechając się, by uspokoić jej bezpodstawne obawy i
jednocześnie zaczęłam sprawdzać, czy wszystko oby na pewno
wzięłam ze sobą na uczelnię.
– Mówiłam, że
Ikuto powinien cię odebrać, a w razie czego masz dzwonić. – W
dalszym ciągu patrzyła na mnie z troską, a ja starałam się tego
nie zauważać. To była nasza gra. Już dawno skończyłyśmy ten
etap, w którym ganiałam do niej z każdą pierdołą. Teraz
chciałam oszczędzić jej zmartwień, owszem rozmawiałyśmy i to
dużo, ale były to raczej bieżące sprawy, których nie musiałam
opierać na słowach "kiedyś". – Sakura, ja się ... –
I właśnie w tym momencie zaczynała się nasza intymna chwila,
matki z córką. Widziałam jej oczy i lekkie drganie dłoni na
kierownicy. Zaczynałam podejrzewać, że za chwile spyta mnie o to,
czy ktoś mi dokucza, jak to było lata temu. Widziałam, że moja
mam odbierała ten dzień tak samo emocjonalnie jak pierwszy dzień w
przedszkolu. Popatrzyłam na nią wyrozumiale z lekkim uśmiechem,
dając tym samym znak, że wszytko jest dobrze. – Po prostu się
martwię, ale wiem, że przesadzam. – Zaskoczyła mnie, a myślałam,
że znam ją na wylot. Takie wyznanie z usta matki jest równe z
powiedzeniem "ufam ci bezgranicznie ". A na zaufanie trzeba
pracować.
– Nie wbijaj
sobie w głowę, że mnie nie lubią lub mi dokuczają, to nie te
czasy. – Właśnie o tym wspomniałam, ciągle traktowali mnie jak
swoją malutką córeczkę. I taka będę dla nich zawsze tylko
świat się postarzał. – Po prostu przypominałam sobie materiał
– powiedziałam, lekko nachylając się w jej kierunku i całując
w policzek na pożegnanie.
Dzisiejsze zajęcia
jakoś minęły mi w ciszy i spokoju. Skutecznie skupiłam się na
materiale, wsłuchując się w hipnotyczny głos Tsunade. Już nie
rozpraszał mnie wzrok studentów, a moje myśli były wyciszone.
Czekałam jedynie na długą przerwę, by móc w spokoju zjeść
obiad i wypić kawę w kawiarni na rogu uczelni. Każda minuta
przybliżała mnie do filiżanki gorącego napoju.
Z moich marzeń
wyrwał mnie głos Tsunade, która kończąc pierwszą część
dzisiejszego tematu zajęć, przeszła do spraw porządkowych.
– Student
poprosił mnie o udostępnienie materiałów z nagranych wykładów –
powiedziała spokojnym tonem, odnosząc się do wszystkich uczniów i
patrząc na nich z konsternacją. – Nie przewidywałam takiej
możliwości i nie będę tego ukrywać, ale im głębiej drążyłam
temat, tym bardziej przekonywałam się, że być może jest wam to
potrzebne, nierzadko pomocne – mówiła, chodząc po sali z
uniesioną głową.
Chyba jedynie ja
wiedziałam, że Tsunade miała opory, by nagrywać zajęcia dla
mnie. Były to filmy z jej udziałem, w czasie lekcji. Osobiście nie
miała czasu czuwać nad ich jakością i rozwodzić się nad
tematami. Realizowała z nami wszystko to, co uważała za przydatne
i niezbędne. Tu nie obowiązywał ściśle określony materiał i to
właśnie było meritum całej sprawy. Wszystkie nagrania posiadałam
ja i naprawdę czułam w kościach, że jeżeli Tsunade przystanie do
udostępnienia filmów jednej osobie, to na tej jednej się nie
skończy. Mój grafik będzie mocno napięty dodatkowym zajęciem,
odpowiedzialnością za udostępnienie tematów. Jednocześnie
rozumiałam, dlaczego porusza ten temat. Wszystko było spowodowane
moją osoba.
– Zastrzegam
sobie prawo publikowania oraz jakiejkolwiek formy udostępniania, a
nawet wglądu z treści filmów – powiedziała ostro, patrząc na
mnie znacząco. Czułam się napiętnowana, a poczucie
odpowiedzialności jedynie przygarbiło moją sylwetkę. Wszyscy
wyrazili swoje niezadowolenie. – Jeśli znajdziecie sposób, dzięki
któremu będę mogła panować nad osobami, które chciałyby mieć
możliwość wglądu, wtedy się zgodzę. Czekam na propozycje do
końca dnia. Facebooki i inne portale nie wchodzą w grę. –
dodała, zaskakując wszystkich, nawet mnie. – Zapraszam na długą
przerwę. – Spojrzałam na zegarek. Dziesięć minut przed
dzwonkiem. Zaczęłam z wolna się pakować .
Czułam na sobie
wzrok innych uczniów, kiedy mijali moją ławkę. Czułam się
zobligowana do udostępnienia materiałów wszystkim, ale co miałam
zrobić, skoro Tsunade skutecznie związała moje ręce? Jednocześnie
nie miałam pomysłu na rozwiązanie tego problemu. Przemawiała
przeze mnie bezsilność. To chyba najgorsze uczucie, jakie człowiek
może odczuć. Pomimo chęci, nie potrafiłam znaleźć rozwiązania,
to było bardzo przytłaczające.
– Sakura ? –
usłyszałam cicho i niepewnie wypowiedziane imię. Podniosłam
głowę, kiedy zapięłam zamek torby, na osobę, która mnie
zaczepiła. Spojrzałam jedynie przed siebie, znów widząc
granatowowłosą dziewczynę, która dzień wcześniej była na tyle
uprzejma, by zawiadomić mnie o postanowieniach Tsunade. – Mogłabym
ci zająć chwilę ?– zapytała znów niepewnie, kiedy nie
usłyszała z moich ust żadnego słowa .
Było mi bardzo
miło, kiedy do mnie podeszła, ale nie wiedziałam z czym to się
może wiązać. Wszystko odnosi się do Tsunade . Mimo tej radości
musiałam ostudzić swój zapał wizją samotnego posiłku, wiedząc,
że dziewczyna bezinteresownie nie przychodzi.
– Przepraszam.
Sama słyszałaś, że mam związane ręce – powiedziałam,
ściągając z blatu torbę z laptopem.
– Wiem i właśnie
dlatego chciałam z tobą porozmawiać.
Czasem zastanawiam
się skąd biorą się tacy ludzie. Jak można nie rozumieć prostego
nie i ewidentnego zakazu Tsunade? Ta dziewczyna chyba postradała
rozum, jeśli chce mnie poprosić o coś, co będzie sprzeczne z
wytycznymi Godaime. Wtedy naraziłabym siebie na wyrzucenie z
uczelni, w najlepszym wypadku nie miałabym wstępu na zajęcia lub
zawieszenie roku.
– Nie udostępnię
nagrań i tyle w tym temacie! – warknęłam, odwracając się na
pięcie i odchodząc. Usłyszałam jedynie, jak dziewczyna rusza za
mną i kontynuuje przerwaną wypowiedź.
– Źle mnie
zrozumiałaś, chciałam jedynie najpierw tobie przedstawić mój
pomysł. – Przystanęłam, odwracając się do dziewczyny, kiedy
usłyszałam jej przepraszający ton. – Przepraszam, jeśli
zawracam ci głowę, ale zajmę jedynie chwilę – mówiła do mnie
dziwnie przyjaznym głosem, zapewniając o swoich pokojowych
zamiarach. Miałam ochotę jej odmówić, ale coś mi podpowiadało,
że powinnam chociaż wysłuchać. Odwróciłam się i zaczęłam
odchodzić, walcząc ze sobą.
Moja ciekawość
zwyciężyła i odwróciłam się ponownie przez ramię, rzucając:
– Idę do
kawiarni, więc mam chwilę.
Dziewczyna
zrównała ze mną kroku.
–Hinata Hyuga –
rzuciła na wydechu, lekko zawstydzona .
Była taka inna.
Mimo swojej nieśmiałej natury i cichego głosu. Zwróciła na
siebie moją uwagę, bardziej niż inni studenci. Czułam w kościach,
że złych zamiarów nie ma, ale cóż mogę więcej powiedzieć. Nie
powinnam oceniać książki po okładce. Czasem trzeba zestawić ze
sobą swoje przeczucia i rozum. Postanowiłam powoli wybadać
dziewczynę.
Siedziałyśmy w ciszy w lokalnej kawiarni, powoli jedząc późny
obiad. Hinata przedstawiła mi swój pomysł, zaznaczając, że mimo
wszystko będę musiała brać w tym udział. Udostępnienie
materiałów to był mały szkopuł w tym wszystkim. Sama zauważyłam,
że tytuł może niewiele wnosić. To jedynie numer nagrania, nikt
nie połapie się, czego ono dotyczy i mimo wszystko nad projektem
powinna pracować więcej niż jedna osoba. Wiedziałam o tym, ale w
duszy liczyłam, że wywinę się od tego obowiązku. Po rozmowie z
dziewczyną zmieniłam do niej nastawienie. Nie żądała ode mnie
niczego, tylko prosiła o ewentualną pomoc przy realizacji jej
planu. Widziałam w jej oczach zapał do pracy. Nie chciałam go
gasić krótkim, aczkolwiek jednoznacznym "nie", więc
przystałam na jej propozycję, w kościach czując nadmiar
obowiązków, jakie na siebie wzięłam.
– Przedstawię
wszystko najpierw Tsunade, jeśli ona wyrazi zgodę chciałabym po
prostu mieć pewność, że będę realizować projekt z kimś. To
duża odpowiedzialność. Sama wiesz, jaka jest Godaime –
powiedziała, biorąc ostatni łyk kawy. W dalszym ciągu siedziała
lekko przygarbiona i speszona.
– Sporo z tym
zachodu, ale pomogę ci. Chcę być fair, co do reszty studentów. –
Chyba wyczuła, co mam na myśli, ale mimo wszystko jej twarz
rozjaśnił uśmiech. Powoli odsunęła od siebie puste już
naczynia, kładąc na nich pieniądze.
– Dziękuję!
Naprawdę! – Myślałam, że zaraz po mojej zgodzie wstanie i
wyjdzie z kawiarni. W końcu w pewnym stopniu osiągnęła swój cel.
Ogromnym zaskoczeniem dla mnie było, kiedy spokojnie oparła się o
oparcie krzesła i kontynuowała. – Bałam się do ciebie podejść
i zapytać, ale należysz chyba do nielicznego grona osób, które
wysłuchały, co mam do powiedzenia. – Uśmiechnęłam się do
niej, kiedy wyjmowałam pieniądze z portfela, żeby podobnie jak
ona, położyć je na małym talerzyku.
– Nie mogłabym
zignorować dziewczyny, która mnie zaczepiła w pierwszym dniu –
zaśmiałam się cicho, by nie zwracać na nas uwagi. Hinata to
zauważyła i lekko nachyliła się nad stołem.
– Nie przejmuj
się, większość ludzi to snoby, mają zbyt duże mniemanie o sobie
i dawno już zapomnieli o kulturze osobistej. Witamy w brutalnej
rzeczywistości, Sakura.
I tak właśnie
było. Nie byłam nastawiona na kolorowe lata szczeniackiego życia,
tylko na brudną walkę o pozycję. Wiedziałam, co chcę robić i że
realizacja mojego celu może nie być prosta. Mimo wszystko weszłam
w tę rzeczywistość. Tyle, że źle to zrobiłam. Nie powinnam iść
ze spuszczoną głową, tylko ją podnieść, uśmiechnąć się do
siebie i zachować twarz pokerzysty. Nic o mnie nie wiedzą, więc po
co miałam się tym wszystkim w kółko zadręczać. Powinnam
odpuścić i oddychać swobodnie. Być sobą i nie martwic się
niepotrzebnymi pierdołami, a liczyć na siebie i dążyć do czegoś,
co jest na wyciągniecie ręki.
Druga cześć
zajęć minęła mi w napiętej atmosferze. Czułam wzrok wszystkich
na sobie i naprawdę wisiało mi to. Szkoda jedynie, że dopiero po
słowach Hinaty przypomniałam sobie swoje postanowienia. Czasem z
nadmiaru emocji gubię się we wszystkim. Ciężko mi odnaleźć się
w wielu sytuacjach, ale jestem zwykłym przeciętniakiem. Nie
posiadam nadmiernej ilości sił mentalnych, by utwierdzać się w
przekonaniu, że świat stoi przede mną otworem. Byłam świadoma,
że muszę walczyć. I ta walka nigdy się nie skończy .
Wraz z końcem
zajęć widziałam jak Hnata podchodzi do Tsunade. Byłam ciekawa jej
pomysłu, ale kiedy patrzyłam na zegarek wiedziałam, że czeka mnie
jeszcze długa noc. Musiałam skompletować moje notatki i oczywiście
uzupełnić je z podręcznikiem w ręku, by móc przygotować
materiał do nauki na resztę tygodnia. Wszystko robiłam na bieżąco,
miałam określone nawyki i schemat działania, więc często ktoś
taki jak Ikuto wyprowadzał mnie z równowagi. Nie lubiłam
jakichkolwiek niedociągnięć z jego strony, bo to burzyło mój
dzień.
Ubierałam na
siebie płaszcz, rzucając ostatnie spojrzenie na Hinatę i zbierając
swoje rzeczy. Wyszłam przed budynek, by w ciszy poczekać na Ikuto.
Oczywiście się nie spieszyłam. Brałam na niego poprawkę.
Wiedziałam, że u niego punktualność to pojęcie względne. Cóż,
w duszy liczyłam, że może kiedyś mu się to odmieni.
Było już ciemno
i chłodno, a Ikuto spóźniał się już pół godziny. Jest tak
przewidywalny. Nie chciało mi się dłużej czekać i oczywiście
wiedziałam, że po takiej akcji ten baran dostanie po uszach, nie
tylko ode mnie, ale i od rodziców. Mimo wszystko, nawet kiedy mamy
swoje lata, nasi rodzice muszą czasem strzelić kazanie, żeby
postawić nas do pionu. Oczywiście bardziej się to tyczyło Ikuto.
Sięgnęłam do kieszeni płaszcza, przekładając torbę z laptopem
do lewej ręki.
– Ty jeszcze tu
jesteś? – Odwróciłam się za siebie z sercem w gardle.
Początkowo moje zmysły bardzo wolno połączyły ton głosu z osobą
odpowiedzialną za przestraszenie mnie na śmierć. Mało nie
zakrztusiłam się powietrzem, kiedy stwierdziłam, że to Hinata –
Spokojnie, to tylko ja! – dodała, widząc mój wyraz twarzy.
– Nie zachodź
mnie od tyłu – zaśmiałam się, obracając całą sytuację w
żart. – Widzę, że Tsunade się zgodziła – powiedziałam,
kiedy zauważyłam, że uśmiech nie schodził jej z twarzy, a oczy
lekko błyszczą.
– Zgodziła się,
więc mogę cię wtajemniczyć po drodze do domu – uśmiechnęła
się lekko w moja stronę i wyciągnęła kluczyki od samochodu.
– Mieszkam na
obrzeżach Tokio, lepiej będzie jak zadzwonię po rodziców, nie
będziesz się tłukła przez całe miasto – powiedziałam, ale w
duszy chciałam być już w domu. Mam tyle zajęć jeszcze dziś i
mimo godziny osiemnastej wiem, że do pierwszej w nocy będę
siedzieć z materiałem.
– Widzę, że
czekasz na transport. Spokojnie, podrzucę cię i nie targaj nikogo –
nalegała w dalszym ciągu, a ja miałam w głowie wizję siedzenia
do samego rana przy książkach. Wszyscy wracają z pracy, ulice
zakorkowane, więc jedynie westchnęłam i obiecałam sobie
odwdzięczyć się za ten miły gest.
– Jeśli
naprawdę nie będzie to dla ciebie dużym problemem – zaczęłam
niepewnie, by upewnić się w stu procentach, lekko pocierając
ramiona z zimna.
– Chodźmy do
samochodu – podjęła decyzję z lekkim uśmiechem na twarzy i
pociągnęła mnie za sobą.
nie wiem czemu, ale mam przeczucie, że coś się wydarzy w trakcie podróży samochodem, więc czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńCzas jakiś konkretny wątek wprowadzc 😉 nie mogę zdradzić wiele . Szczerze to sama nie moge się doczekać jak dodam te pikantniejsze rozdziały 😂
OdpowiedzUsuńPS
Usuńpisze wszystko ze srajfona więc czasem nie zauważam błędów ... 😭
ahh, bardzo dobrze rozumiem ten ból. w takim razie nie mogę się doczekać :D
UsuńWeekend i moja opinia! PROMISE! :*
OdpowiedzUsuńBARDZO dziękuję za dedykację już teraz i za trzymanie kciuków! Trzymaj nadal, jeszcze tydzień! Na pewno podzielę się z Tobą relacją zdjęciową hahaha :D
Do weekendu! :*
Piszę komentarz drugi raz, bo jakimś MAGICZNYM cudem strona mi się cofnęła i wszystko, co napisałam poszło w pi... Pech to pech. Już nie będzie tak samo, jak za pierwszym razem!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze to przepraszam, bo bijacz ze mnie. Obiecałam, że w weekend skomentuję, a że szczęśliwi czasu nie liczą, a zapracowani nie mają chwili, by w ogóle na zegarek spojrzeć, to wyszło jak wyszło. Damn. Do rzeczy zatem.
Jako że betowałam rozdział, to wiedziałam szybciej, co się stało w tym rozdziale. I takie przywileje lubię! Nie spodziewałam się tylko, że dostanę tak piękną i motywująca dedykację! Naprawdę dziękuję, jak to zobaczyłam, to łezka w oku mi się zakręciła! A co do samego rozdziału, ciekawi mnie, jakie to czarne interesy Ikuto prowadzi, mimo wszystko, bo to nadal jest zagadka dla mnie. Niby chce chronić siostrę, ale z drugiej strony ma nóż na gardle i musi ratować swoje dupsko. Nie wiem, kiedy zrozumiem jego postępowania.
Tsunade to srogi wykładowca. Nie chciałabym znaleźć się na uczelni i w sali z nią, sam na sam też nie. Z doświadczenia wiem, że Pani Profesor Żyleta nie wróży niczego dobrego, więc lepiej czasem albo zamilknąć, albo spieprzać. Ja wybrałabym to drugie xD Cieszy mnie również relacja dziewczyn, jaka się między nimi nawiązała. Hinata niby taka nieśmiała, ale jednak bardzo otwarta na Sakurę, no i ambitna dziewucha! Myślę, że ta ich znajomość przerodzi się w przyjaźń, ale co po drodze jeszcze je czeka - nie wiem. To wiesz tylko Ty! No i trapi mnie jedna rzecz - kiedy rodzeństwo Haruno pozna Sasuke Uchiha! Nie mogę się doczekać, by wreszcie przeczytać ten wątek.
I właśnie z taką niecierpliwością i z takimi oczekiwaniami, żegnam się ciepło, dziękując raz jeszcze za dedykację i dając kopa w tyłek do napisania kolejnego rozdziału! Pozdrawiam <3
Jeśli mam być szczera, to prolog nie był zbytnio zachęcający, zwłaszcza po masie zawartych w nim błędów. Co do rozdziału pierwszego... Również są błędy i to sporo, ale przynajmniej interpunkcja została w miarę ogarnięta. Zacznijmy od najważniejszego: opowiadania piszemy w jednym czasie. A Ty je mieszasz, raz piszesz w teraźniejszym, raz w przeszłym... Musisz wybrać tylko jeden i przy nim się trzymać. Np. tak jest tutaj:
OdpowiedzUsuń"Czasem zastanawiam się skąd biorą się tacy ludzie. Jak można nie rozumieć prostego nie i ewidentnego zakazu Tsunade? Ta dziewczyna chyba postradała rozum, jeśli chce mnie poprosić o coś, co będzie sprzeczne z wytycznymi Godaime. " - "zastanawiam się" jest w czasie teraźniejszym, a w późniejszym zdaniu "postradała" to już czas przeszły. Jest tego więcej, w tym rozdziale jakoś tak nie razi, ale w pierwszym było tego od groma.
W dodatku liczby piszemy słownie, zawsze. Jest też sporo powtórzeń, które przydałoby się wyeliminować. Np. tu:
"– Pein, Orochimaru przepadł, Madara i Sasuke bez potwierdzonych informacji – powiedziałem, wstając z kuchennego krzesła i kierując się do sypialni, by zebrać się w dalszą drogę, jaka mnie dziś czeka.
– Przyjedź tam gdzie zawsze, będę czekać. Masz godzinę – powiedział tonem, który nie znosił sprzeciwu i rozłączył się. Wiem, że i jego zaskoczyła wiadomość o Orochimaru. Byliśmy już tak blisko i co?" - dwa razy: "powiedziałem" i "powiedział".
Co do samych postaci, najbardziej tutaj interesującą jest Ikuto. Sakura przy nim jest takim przemielonym przez zęby mięsiwem, taka sobie. Jest, bo jest, ale nikt nie wie po co. Taka bardzo przewidywalna postać. Natomiast Ikuto jest dobrze wykreowany i ciekawy. Bardziej mnie wciągają sceny, gdy on jest narratorem. Natomiast Sakura jest po prostu nudna do szpiku kości. I nie piszę tego, żeby komuś zrobić przykrość, broń boru! Tylko chcę, abyś przykuła więcej swojej uwagi do wykreowania tej postaci. Po prostu przyda się nad nią popracować.
Przez całe te dwa rozdziały i prolog najbardziej zainteresowała mnie ta sprawa z Ikuto. Nie mam pojęcia w co on się wpakował, i to jest najbardziej w tym wszystkim interesujące. Czemu zniknął Orochimaru? Co ma z tym wspólnego Itachi, Sasuke no, i... Madara? I ten samochód, zgaduję, że kradziony, choć może się mylę. Czekam na rozwiązanie tej całej zagadkowej kwestii, i mam nadzieję, że pomału będziesz wprowadzać nas, czytelników, w ich mały, zakręcony świat.
Jeśli chodzi o sam styl pisania, przydałoby się wiele podszlifować. Opisy niekiedy są zbyt ubogie, jeśli chodzi o otoczenie. Zbyt dużo paplaniny Sakury, zbyt mało szczegółów. Opisy o egzystencji nie są złe, ale jest ich naprawdę za dużo, przez co można utonąć w tym morzu refleksji Haruno. I niech ta dziewczyna trochę wyluzuje, bo nie widzę w niej chęci do życia. A niby powinno być inaczej.
W każdym razie mocno Ci kibicuję, wierzę w Ciebie z całych sił. Pisz, pisz, pisz ile w lezie, i się szlifuj, bo naprawdę może być tylko lepiej. Dlatego trzymam kciuki, abyś wytrwała z tym blogiem.
Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny,
♥
Tak, mam tendencje do robienia masy błędów. Staram się to zmienić i gwarantuję, że nad tym pracuję.
OdpowiedzUsuńCo do Prologu. Jest tak bardzo oklepany i standardowy,że faktycznie zniechęca. Sam blog, jest pierwszym moim własnym tekstem jaki stworzyłam. Mimo wszystko, chcę i pracuję nad nim i nad sobą. Mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach zauważysz choć odrobinę tej pracy.
Nie zwracałam uwagi na czasy. Przyznaję się bez bicia! Biorę te uwagę na klatę i postaram się to zmienić.
Co do Sakury. Fakt jest mdła. Chyba o to mi chodziło. Chciałam ją wsadzić w świat, w którym najpierw podejmowała złe wybory przez co skończyła tragicznie. A teraz chciałam pokazać ,że popadła ze skrajności w skrajność, bo zamknęła swoje życie w pewne "ramy" i podąża w jednym wyznaczonym kierunku, nie zwracając uwagi na szanse jakie jej los podsyła. Niestety nie mogę więcej napisać, zdradzę zbyt wiele z rozdziału trzeciego.
Mimo wszystko, ucieszył mnie twój komentarz! Dziękuję ,że zwróciłaś uwagę na moje wypociny :D
Dzięki Tobie i Nobie wiem, że muszę zwracać większą uwagę na to jak piszę.
A CO TO ZA ZMIANY WIDZĄ ME OCZĘTA? :D ♥
OdpowiedzUsuńSie tworzy cos na nowy rok :P
UsuńSuper, trzymam kciuki! :D
Usuń