Byłam idiotką.
Mogłam to stwierdzić bez wahania. Nie mam pojęcia jak bardzo się
zmieniłam, nie odczuwam tego. Przemiana była automatyczna, z
potrzeby zmiany sposobu myślenia lub była to reakcja obronna na
sprawy, które mnie otoczyły i miażdżyły moją krucha psychikę.
Nikt mnie nie
wpakował na wózek inwalidzki. Sama to zrobiłam. Muszę o tym
powiedzieć głośno, dobitnie by po raz setny lub nawet tysięczny
zdać sobie sprawę z własnej głupoty. Ganiałam za życiem,
myślałam, że mam je na wyciągniecie ręki, a czasem, że już
wygrałam i mam wszystko
w garści. Bardzo ciężko jest mi przyznać się do tego przed samą sobą. Wszystko związane z tym jest dla mnie tematem tabu. Dziękuję Bogu każdego dnia, kiedy się budzę, że mogłam wstać z piekielnego wózka o własnych siłach. Dziękuję za ten cud i tę szansę, że mimo zerowych rokowań, ja, Sakura Haruno, jestem normalnym znów zdrowym człowiekiem. Na myśli i na ciele.
w garści. Bardzo ciężko jest mi przyznać się do tego przed samą sobą. Wszystko związane z tym jest dla mnie tematem tabu. Dziękuję Bogu każdego dnia, kiedy się budzę, że mogłam wstać z piekielnego wózka o własnych siłach. Dziękuję za ten cud i tę szansę, że mimo zerowych rokowań, ja, Sakura Haruno, jestem normalnym znów zdrowym człowiekiem. Na myśli i na ciele.
Stałam w
oszklonym ganku i czekałam. Czekałam na wiecznie spóźnionego
Ikuto. Pierwsza myśl na jego temat nasuwa się, aż zbyt oczywista.
"Impreza". Pewnie odsypia w jakimś kącie nocny maraton,
zapominając o zobowiązaniu względem mnie. Nie ukrywam, zjawienie
się w Szkole Medycznej na czas jest dla mnie bardzo ważne. Nie
sądziłam, że własny brat okaże się takim dupkiem. Byłam
wkurzona. Ha! Mało powiedziane - byłam wściekła! Miałam ochotę
wrzeszczeć jak nie wyżyta emocjonalnie nastolatka z problemami
skórnymi i toną nieposkromionej agresji, która za pierdołę
odpaliłaby bombę atomową. Pięć minut Ikuto! To pierwsze i
ostatnie ultimatum. A więc stałam na tym pieprzonym ganku, czekając
na tego barana. Jedynie gęsto padający deszcz powstrzymywał mnie
przed ruszeniem na piechotę do uczelni.
Pogoda nie
zachwycała. Szaro, buro i ponuro. Kolorowe liście obryzgane błotem
już nie zachwycały swoimi barwami. Całość podłoża zmieniła
się w błotnistą papkę, która czekała na zbłądzonego wędrowca,
któremu mogła by zassać prawy lub lewy but w swoje ziemiste
odmęty. Wszystko było rozmazane, bezkształtne, a słońce nawet na
sekundę nie pokazało się zza chmur. Zapowiadał się jeden z tych
bardziej szarych dni jesieni.
Niepewnie
uchyliłam drzwi frontowe, ale po uderzeniu mroźnego wiatru prosto w
twarz skutecznie straciłam jakąkolwiek ochotę na spacer. Zamknęłam
je szybko i przykleiłam się do szyby okna jak dziecko czekające na
samochód z lodami podczas upalnego lata. Popatrzyłam na zegarek
znajdujący się na lewym nadgarstku i uświadomiłam sobie, że
zamiast pięciu minut minęło już dziesięć. Nie mogę dłużej
czekać - pomyślałam zrezygnowana mając w głowie powrót do
cieplejszej części domu oraz poproszenie taty o podrzucenie mnie na
uczelnię. Oczywiście w czasie drogi słuchałabym monologu, jaki
rodzic szykuje bratu. Często tak robił. Był przewidywalny.
Chwyciłam już za
klamkę, by wejść do środka, gdy usłyszałam klakson samochodu.
Ikuto! - pomyślałam w duszy, dziękując. Ruszyłam
rozemocjonowana, zapominając o całym tym szarym dniu. Szybkim
ruchem otworzyłam drzwi frontowe i ruszyłam w stronę samochodu,
który trąbił niemiłosiernie. Czując chłód dnia, otuliłam się
szczelniej wełnianym kominem, jednocześnie uważając na kałuże,
by nie zostać jej ofiarą.
Otworzyłam drzwi
samochodu, nie wchodząc do auta, a tylko wsadzając głowę do
środka. Na ustach miałam już epicką reprymendę. Musiałam
powstrzymać swoje niecne zamiary w porę, zauważając
ponadprogramowego pasażera.
- Wiruj do tyłu –
usłyszałam jednie.
A niech Cię szlak
jasny trafi Ikuto!
Irytacja w tym
momencie osiągnęła kres. Wracamy do punktu wyjścia, byłam
wkurwiona.
Z zawiścią patrzyłam na brata, powoli wycofując swoją głowę z ciepłego wnętrza samochodu. Szybko zatrzasnęłam drzwi i chwyciłam za klamkę, by usadowić się na tylnym siedzeniu. Kiedy tylko moje cztery litery zetknęły się z twardym fotelem, z zawiścią zaczęłam wpatrywać się w postacie przede mną.
Z zawiścią patrzyłam na brata, powoli wycofując swoją głowę z ciepłego wnętrza samochodu. Szybko zatrzasnęłam drzwi i chwyciłam za klamkę, by usadowić się na tylnym siedzeniu. Kiedy tylko moje cztery litery zetknęły się z twardym fotelem, z zawiścią zaczęłam wpatrywać się w postacie przede mną.
Pein! Zawsze ty! -
krzyczałam sama do siebie. Oczywiście nie mogło być inaczej.
Najlepszy kumpel Ikuto zajmował uprzywilejowane miejsce przedniego
pasażera. Czasem nachodzi mnie myśl, czy oni nie są gejami. Ciągle
razem! Ciągle! Oczywiście naśmiewałam się z ich zachowania. Nie
byli gejami. Po prostu zawsze razem kręcili jakieś interesy.
- Ile spóźnienia?
- zapytał Ikuto, prowadząc samochód po tokijskiej drodze. W
lusterku widziałam jego niebieskie oczy, które wędrowały to na
ulice, to na mnie.
- Przez ciebie 25
minut. Lepiej mnie bardziej nie dobijaj – powiedziałam, siląc się
na spokojny ton, choć cała wrzałam w środku.
- Przepraszam,
Sakura. Naprawdę wypadło mi coś mega ważnego i nie mogłem... –
Przerwałam w
połowie, bo nie interesowało mnie, co tak naprawdę było
ważniejsze od zobowiązania względem jedynej siostry.
- Jedź i nie
gadaj - warknęłam, bo nie miałam już czasu na bezsensowną
kłótnię. Wolałam, żeby skupił się na prowadzeniu samochodu,
poza tym nie chciałam rozstrzygać wszystkiego przy Pein'ie. Sprawy
siostrzano-braterskie powinny rozgrywać się bez udziału osób
trzecich.
- Jesteś wredna –
odezwał się Ikuto, jednocześnie podnosząc mi ciśnienie. Do
naszej wymiany zdań dołączył się Pein.
-Sakura ma racje.
Skup się, bo my też mamy coś do załatwienia. - Popatrzyli na
siebie znacząco, nie zdradzając, co mieli w planach dzisiejszego
dnia.
Pein był dziwny.
Nad wyraz powściągliwy i konkretny. Ograniczał swoje wypowiedzi do
minimum, zazwyczaj mówił jedynie o konkretach. Nie uznawał żartu,
ani wykwintnego sarkazmu. Poważny, inny, wyrachowany. Wszystkie
cechy mocno kłóciły się z jego rudymi, średnio przystrzyżonymi
włosami. Jedynie twarz pokryta licznymi kolczykami wydawała się
być dobrym, choć nieidealnym, odzwierciedleniem jego natury. Warto
dorzucić, że facet rzadko się uśmiechał.
Stałam przed
ogromnymi drzwiami sali wykładowej, w której miałam dziś zajęcia
przez resztę dnia. Ciągle miałam w głowie spóźnienie na
pierwszą godzinę, więc te czterdzieści pięć minut było dla
mnie jak przekleństwo. Trwała przerwa. Chwyciłam za klamkę i po
cichu wślizgnęłam się na salę, zauważając jedynie zatrzymany
slajd na tablicy głównej i zapalone światło. Nikogo nie było,
zajęłam miejsce w środkowym rzędzie stosunkowo daleko od biurka,
mając na uwadze miejsca innych studentów. Usadowiłam się
wygodnie, ściągając z siebie jesienny płaszcz i wyjmując
laptopa.
Najważniejsze
wykłady miały miejsce w tej sali. Prowadziła je Tsunade Godaime,
najważniejsza osobistość w świecie lekarzy. Kobieta stoi na
straży największego tokijskiego szpitala oraz zarządza całym
kierunkiem medycznym na tej uczelni. Podziwiam ją. Na jej wykładach
trzeba być zawsze i nie można powołać się na nieprzewidziane
zrządzenia losu, takie jak grypa czy śmierć ukochanego pupila. Ona
tego od nas nie wymaga. Dostajemy maksimum wiadomości do
przyswojenia. Czasem jedna nieobecność skutkuje niezaliczeniem
roku. Co najważniejsze, nie ma miejsca na nudę. Jej wykłady są
pasjonujące, mimo ogromu teorii, jaki wkłada nam do głowy.
Pierwsze spotkanie
z Tsunade miało miejsce trzy lata temu po operacji, która postawiła
mnie na nogi. Trafiłam pod skalpel jednego z jej podopiecznych.
Operacja była skomplikowana. W grę wchodziło moje życie, użyto
jakiegoś prototypu, który mam wszczepiony w kręgosłup do końca
życia. To on odpowiada za odnowienie nerwów i ich przewodzenie oraz
spięcia odpowiednich mięśni. To skomplikowane, więc nawet mi nie
zostało to do końca objaśnione. Szukanie dodatkowych wiadomości w
książkach czy Internecie zakończyłam fiaskiem. Zero wyników czy
nawet małej wzmianki. Między innymi gadżet, który mam w sobie
jest powodem podjęcia studiów medycznych, a sama Tsunade i jej
renoma powoduje, że znajduję się właśnie tu.
Pierwsze chwile po
operacji były ciężkie. Oczywiście nie mówię tu o gojeniu się
rany na placach czy przyzwyczajeniu się do uczucia ucisku na karku.
Bardziej chodzi o czas dochodzenia do pełni sił. Moja głowa na tym
bardzo cierpiała. Nie było radosnego skakania i biegania, by
sprawdzić swoje możliwości. Rzeczywistość wyglądała zupełnie
inaczej, niż sobie możecie wyobrazić. Po operacji pierwsze sześć
miesięcy musiałam przeleżeć plackiem na twardym materacu, często
samotnie w izolatce. Do mojej głowy wkradały się różne myśli,
dobre i złe. Nie dostawałam żadnych informacji na temat swojego
stanu zdrowia. Wszystko pozostało dla mnie i lekarzy pod znakiem
zapytania. Byłam królikiem doświadczalnym, obchodzono się ze mną
jak z jajkiem. Nie miałam prawa dźwignąć się sama do pozycji pół
siedzącej, nie miałam prawa spiąć choć minimalnie mięśnie
grzbietu. Doprowadzało mnie to do obłędu, ale trzymałam się
twardo zaleceń, korzystając z tych krótkich chwil, kiedy
odwiedzała mnie pielęgniarka i wykonywała pobudzający masaż
mięśni. Po tym okresie nadszedł czas na kolejny etap.
Uczyłam się
siadać, miałam dużo ćwiczeń na koordynacje ręka-oko. Na każdych
zajęciach nadzorowała mnie Tsunade. Po roku udało mi się stawać
na nogi. Nie zapomnę pierwszej chwili, kiedy zwiesiłam zdrętwiałe
kończyny z łóżka i dotknęłam zimnej podłogi. W tamtej chwili
odzyskałam chęć do życia, bo dopiero wtedy poczułam, że będę
taka jak wszyscy. Rehabilitacje trwały trzy lata. Przez ten czas
nauczyłam się cierpliwości, znalazłam cel życiowy, do którego
dążę z przyjemnością. Zmieniłam się diametralnie, zaczęłam
dopatrywać się samych plusów życia. Już nie miałam myśli
samobójczych czy stale nawracającej depresji, nerwicy. Podjęłam
studia zaoczne i już wiedziałam, że chcę być lekarzem.
Niby studiuję już
drugi rok, ale tak naprawdę pierwszy raz jestem na uczelni ciałem i
duchem. Poprzednie lata byłam jedynie duchem. Od niedawna zaczęłam
wychodzić z domu i funkcjonować jak człowiek. Oczywiście jestem
pod stałym nadzorem kogoś z rodziny. Poprzednie lata nauki opierały
się na nagraniach wykładów. Długo zabiegałam o zgodę samej
Tsunade, ale w efekcie się udało. Samo ślęczenie nad książkami
nie było moją mocną stroną. Nienawidziłam tego, ale skoro sama
wyznaczyłam sobie cel nie mogę odpuścić. Chcę pokazać,
udowodnić, że można na mnie polegać, mam charakter i potrafię
wykorzystać jego potencjał do osiągnięcia celu, który sama
wyznaczam. Nie dopuszczam do siebie żadnej rezygnacji czy
wypalenia. Wystarczy, że raz zrezygnuję, a wyląduje w punkcie
wyjścia.
- Przepraszam. - Z
moich myśli wyrwał mnie cichy kobiecy głos. Odwróciłam się
zaciekawiona, a moje oczy spoczęły na granatowowłosej dziewczynie,
która patrzyła na mnie lekko speszona. - Pani Godaime prosiła o
dopilnowanie, by studenci zajęli możliwie najbliższe miejsca przy
tablicy -powiedziała bardzo cicho, przez co musiałam połowę
rozszyfrować z ruchu jej warg.
Patrzyłam na nią
zaintrygowana jej oczami. Były tak jasne i przejrzyste, że nie
mogłam stwierdzić jaki mają kolor. Nie zdążyłam jej
podziękować. Bardzo szybko odwróciła się i zniknęła w tłumie
uczniów wchodzących na salę. Wzięłam słowa dziewczyny do
siebie, szybko spakowałam swoje rzeczy, odczekałam chwilę, by inni
zajęli swoje miejsca i usiadłam możliwie najbliżej tablicy.
Minęło prawie
pięć godzin lekcyjnych. Skrupulatnie notowałam wszystko na
laptopie, jednocześnie starając się uczestniczyć w zajęciach.
Nie pomyliłam się, dostaliśmy nawał materiału. Bardzo ubolewałam
na tym, że nie mogłam zjawić się na pierwszej godzinie. Nic
straconego, nadrobię to lub wezmę notatki od jakiejś miłej
duszyczki.
Ostatnia godzina
wykładów, więc ta najciekawsza. Wyjaśniając, wygląda to tak jak
zwykłe odpytanie z materiału. Tsunade nie kończą się pomysły
czy przykłady z życia, więc jest w stanie każdemu studentowi dać
inny, odosobniony przypadek. Następuje debata, Tsunade rzuca nam
kłody pod nogi, nasze zadanie jest proste - uratować życie. Mimo
że jest to przypadek teoretyczny, każdy daje z siebie maksimum.
Tak było i tym
razem. Przepytała może z dziesięć osób. Wiedziałam, że nie
zdąży nas wszystkich przemaglować i większość dostanie prace
dodatkową. W duszy liczyłam na to, że mnie nie zdemaskuje. Nie
wiedziała nawet o mojej obecności na zajęciach, obecność była
sprawdzana jedynie na pierwszej godzinie. Kiepski scenariusz –
pomyślałam, kiedy tylko jej wzrok spotkał mój. Byłam jedynym
niepasującym elementem tej klasy. Z konsternacją patrzyłam na jej
twarz, zauważając lekki uśmiech, po tym uświadomiłam sobie, że
mnie pamięta.
- Przerwijcie
swoje notatki – zaczęła, a jej wzrok nawet na sekundę nie
zmienił kierunku. Zastanawialiście się i mocno podważaliście
moją decyzję na temat wiecznie nieobecnej studentki. Chciałabym
wam ją przedstawić. Wstań na chwilę, Sakura - zwróciła się do
mnie po imieniu. Sam fakt, że je pamiętała był zadziwiający.
Bardzo rzadko ktoś trafiał w jej pamięć. Na szczęście Tsunade
jedynie wspomniała, że byłam jej najciekawszym przypadkiem. Na
szczęście lub nieszczęście, bo nie chciałam być wytykana
palcami.
Pomyliłam się,
już byłam na celownikach wszystkich osób w Sali - pomyślałam i
powoli usiadłam, czując przeszywające spojrzenia. Liczyłam na
większą anonimowość.
Po krótkiej
prezentacji, Tsunade wróciła do prowadzenia zajęć. Oczywiście
nie mogło być inaczej. Wzięła mnie pod lupę i byłam ostro
maglowana. Starałam się szybko i konkretnie odpowiadać na pytania.
Nie wiem jak mi poszło. Miałam w głowie jej motto : „Zrobię
wszystko co w mojej mocy, by pomóc, a nawet więcej". Nie byłam
zachwycona z faktu, że zostaję rzucona na głęboką wodę już na
pierwszych zajęciach. Nie ogarnął mnie stan euforii, raczej
permanentny stres, który skutecznie kurczył żołądek. Mimo tego
rozumiałam sytuację, to był pewnego rodzaju test. Dowód na to co
przyniosły mi nagrane wykłady. Ponadto właśnie w tej chwili
miałam dostać łatkę osoby inteligentnej lub nie. Mimo to
doprowadziłam teoretyczny przypadek do końca. Jeszcze chwilę
wsłuchiwałam się w ciszę na sali.
- Słyszeliście –
odezwała się, kierując swoje słowa do pozostałych studentów. -
A teraz dziękuję i do zobaczenia na następnych wykładach.
Nie wiem, co mam o
tym myśleć. Dla swojego dobra zaczęłam się powoli pakować,
zachodząc w głowę czy wypadłam dobrze. Nie miałam odwagi się
zapytać.
- Haruno -
usłyszałam poważny ton Tsunade i ze strachem podniosłam głowę,
poczułam uderzenie gorąca. Stres, tak właśnie opanował mnie
permanentny stres, który skutecznie odebrał mi mowę. Za bardzo
odstaję – pomyślałam, mając na uwadze poziom innych studentów.
Najgorsze obawy się ziściły. Napotkałam wzrok Tsunade na sobie. -
Llista dla Ciebie. - Spięłam się jak struna i próbowałam namówić
swoje cztery litery do ruszenia się po ową listę. Oczywiście
trochę to trwało.
Podchodząc do jej
biurka, trzęsłam się jak osika, nie mogłam opanować drżenia
rąk, a serce biło tak mocno, że myślałam, iż wyskoczy. Wzięłam
ostrożnie listę i na nią spojrzałam. Był to wykaz książek. Już
miałam odchodzić z cichym dziękuję na ustach.
- Zadowala mnie
twój poziom, jeśli o tym myślisz. - Miałam wrażenie, że czyta
mi w myślach. Stałam przed nią oniemiała. - Studenci przychodzą
do mnie tłumami, ciebie natomiast nie widziałam. Bardzo mnie to
cieszy, aczkolwiek wolałabym, żebyś nie zachowywała się jak
Zosia samosia. Jeśli jest coś niezrozumiałego, przyjdź do mnie.
Zaoszczędzisz sobie czas, a mi będzie miło wdać się z tobą w
dyskusję.
Ucieszyły mnie
jej słowa, podbudowały, więc odpowiedziałam z uśmiechem.
- Bardzo dziękuję,
ale nie chcę pani zabierać czasu. - Jedynie na taką odpowiedź
było mnie stać. Byłam bardzo skrępowana, a stres powoli mnie
opuszczał. To co powiedziała, naprawdę mnie ucieszyło, a wręcz
wstrząsnęło dogłębnie. Chciałam być dobrym lekarzem,
oczywiście dążyłam do tego i poświęcałam się całkowicie. Po
prostu nie byłam pewna swojej wiedzy. Tsunade nie spuszczała ze
mnie wzroku.
- Wcale go nie
zabierzesz. Zmieniając temat, bardzo interesuję mnie twoja kondycja
i ewentualne komplikacje po operacji. Możemy umówić się na jakiś
termin? Chciałabym osobiście wszystko sprawdzić. - W tym momencie
byłam pewna, że Godaime dobrze w pamięć zapadłam. Zdziwiła mnie
jej troska w głosie, ale nie dałam po sobie nic poznać. Jedynie
skinęłam głową na zgodę, a na odchodnym powiedziałam, że
dostosuję się do terminu i miejsca spotkania.
Szybko wróciłam
do ławki i się spakowałam. Wzięłam torbę z laptopem i w biegu
ubierałam płaszcz. Ikuto na mnie czeka przed uczelnią, a raczej
powinien czekać. Otworzyłam drzwi główne i naciągnęłam ciepłą
czapkę na głowę, rozglądając się w biegu po miejscach
parkingowych. Zabiję tego dziada! Właśnie zdałam sobie sprawę z
tego, że nikt na mnie nie czeka, a sam parking wieje pustką.
Powoli dojeżdżałem
do uczelni, w której Sakura miała wykłady. Spieszyłem się, choć
i tak byłem już spóźniony.
- Nie będziesz
schodził z ceny, na ten samochód są chętni. Jeśli gnojek nie
będzie go chciał za tę sumę, to nie wdawaj się w dyskusje. Zlej
go - powiedział Pein, patrząc na mnie. W głowie miałem wiele
pytań, tak naprawdę nie chciałem być odpowiedzialny za sprzedaż
cudzego auta, ale potrzebne mi były pieniądze.
- Dlaczego ty nie
pójdziesz?- zapytałem, by w końcu wyjaśnił mi całą sytuację.
- Te małolaty są
powiązane z Sasuke i właśnie przez wzgląd na niego, lepiej będzie
jak wszystko możliwie najbardziej zamiecie się pod dywan. Nie ma
innej możliwości, sam chciałeś wszystko rozciągnąć w czasie.
Mieliśmy szczęście, że nie poznali Sasori’ego. W innym wypadku
musielibyśmy zejść z ceny – mówił szybko, przeczesując swoją
rudą czuprynę, a ja w dalszym ciągu wierciłem mu dziurę w
brzuchu pytaniami.
- Wiesz jak
rozwija się sytuacja Sasuke i Madary? Itachi milczy od kilku
miesięcy. - To od kilku dni spędzało mi sen z powiek.
- Wiem tyle, co
ty. Nie sądzę, by się zgodził, Tsunade skutecznie zajmuje mu
czas. Najważniejsza kwestia: co wymyśli Sasuke. Orochimaru też nam
siedzi na ogonie. Wszystko się komplikuje, uważam, że czas
najwyższy wprowadzić Sakurę. Teraz wystawiasz ją jak na złotej
tacy. – Doprowadzał mnie do wrzenia. Doskonale rozumiałem Pein’a,
ale z drugiej strony czy mam prawo burzyć świat młodszej siostrze?
Nie chciałem, by brała w tym wszystkim udział. Od początku
liczyłem, że uda mi się to ukryć lub chociaż zostawiać fałszywe
tropy, które prowadziły by donikąd.
- Jeszcze
poczekam - rzuciłem i powoli wjechałem na parking uczelni, który
wiał pustkami. - Już jest za późno - powiedział Pein dobitnie,
tylko pogłębiając moje rozdarcie.
Zbyt dobrze
zdawałem sobie sprawę z tego, że ona mnie znienawidzi i straci
resztki zaufania. Pożegnałem się z Pein’em krótkim „cześć”,
kiedy wychodził z samochodu, a jego miejsce zajęła przemarznięta
Sakura. Widziałem jej wkurwienie. Rano była zdenerwowana, ale teraz
zaczynałem się martwić o stan moich bębenków. Moja siostra
potrafiła stworzyć takie decybele, że po wszystkim słyszałem
jedynie długie piszczenie w uszach jak po dobrym koncercie rockowym.
Szybko sięgnąłem do schowka, licząc w duszy, że obejdzie się
bez krzyków i podałem jej małe zawiniątko wmawiając, że to
prezent od rodziców.
- Otwórz,
Sakura-chan - poprosiłem, patrząc na jej reakcję.
- Teraz śmiesznie
to brzmi Ikuto, mam dwadzieścia pięć lat a nie piętnaście -
powiedziała i otworzyła pudełeczko. Najpierw zauważyła liścik,
o którego napisanie poprosiłem matkę. Później musiałem palić
głupa.
- Co dostałaś? –
zapytałem, dobrze wiedząc, co znajduje się w środku.
- Bransoletkę od
mamy - wyszeptała zaskoczona, wyciągając ją ostrożnie i
zakładając na nadgarstek. Jeszcze chwilę patrzyłem na ja jej
twarz, chciałem zapamiętać jej uśmiech i iskrzące zielone oczy.
- Jesteś ich
najmłodszym dzieckiem. Mnie tak nie rozpieszczali - powiedziałem
zadziornie i ruszyłem z parkingu, drocząc się z Sakurą przez całą
drogę do domu.
Witam! <3
OdpowiedzUsuńPo pierwsze ogromnie dziękuję za podziękowania! Cudownie czuję się z tym, że mogę komuś pomóc w karierze pisarskiej, mimo iż sama nie jestem tak dobra, by zajmować się tym zawodowo. A szkoda, bo edycja tekstów wcale nie jest taka zła. Jednak przez całe życie nie mogłabym tego robić, o nie.
I masz babo placek! Nie wyłapałam jednego błędu, tuż na samym końcu rozdziału. Ta przerwa między dialogiem, to raz. A dwa, ten tekst o bransoletce. "Jeszcze chwilę patrzyłem na ja jej twarz, chciałem zapamiętać jej uśmiech i iskrzące zielone oczy." - to "ja" trzeba grzecznie usunąć. Mój błąd, wybacz. Człowiek nie maszyna ze mnie :p
Jak doskonale wiesz, podoba mi się Twój styl i sposób, w jaki opisujesz niektóre rzeczy. Wiesz też, że nadal brakuje tutaj emocji bohaterów, ale wierzę, iż nad tym twardo popracujesz.
Wiemy już co nieco o przeszłości Sakury, wiemy też, dlaczego studiuje medycynę i kto tak naprawdę nad nią czuwa. Bardzo, ale to bardzo podoba mi się postać Ikuto, mimo że wyczuwam w nim coś niepokojącego to jest to tak wciągające, że nie mogę. Więcej Ikuto, plis! \o/ Chyba zostałam jego fanką, zupełnie nieświadomie :o
W co wmieszany jest Sasuke w ogóle? Co to za nielegalne akcje? I jak Sakura zostanie w to wszystko wtajemniczona? Po prostu nie mogę się doczekać, by przeczytać coś więcej! Ujmuje mnie również relacja rodzeństwa. Ikuto - opiekuńczy, starający się ubezpieczać tyły swojej siostry; a po drugiej stronie Sakura - nadpobudliwa, zła na swojego wiecznie spóźniającego się brata. Duet idealny :D
Rozgadałam się, tak prawie że kompletnie nie na temat. Ale wiesz, co o tym rozdziale myślę. Pisz więc dalej, bo wyczuwam niezłą historię z ciekawą fabułą!
Pozdrawiam ciepło <3
O ile sam prolog mnie nie zaciekawił (przepraszam za to, ale jakoś nie mogłam się przekonać :D ), tak 1 rozdział wydaje się cud maliną! Bardzo bardzo ciekawy styl pisma, przyjemnie się czyta. Fabuła zaciekawia.
OdpowiedzUsuńI chce się czytać dalej, po prostu! :)
Czekam na 2 :*
Wcale się nie dziwię, że Prolog mógł nie trafić w gusta. Osobiście długo się zastanawiałam i postawiłam na banalny początek typu "jestem w szpitalu i się budzę". Oczywiście sytuacja była dość kluczowa. Chciałam pokazać początek drogi jaka przechodzi Haruno mam nadzieję, że w 1 coś się wyjaśniło i zachęciło :) Bardzo dziękuję za komentarz i uciekam chorować dalej xd oczywiście już powoli szykuje 2. Bez czasu :)
UsuńPo prostu cudowny! Rozdział przeszedł moje oczekiwania, a w szczególności ta tajemnicza końcówka. Nie mogę się doczekać kolejnego! Mam nadzieję, że wena dopisze :')
OdpowiedzUsuńZapraszam również na mojego bloga :)
http://narutoandkasumi.blogspot.com/