Aktualności

czwartek, 14 kwietnia 2016

1.Bez złości.

Byłam idiotką. Mogłam to stwierdzić bez wahania. Nie mam pojęcia jak bardzo się zmieniłam, nie odczuwam tego. Przemiana była automatyczna, z potrzeby zmiany sposobu myślenia lub była to reakcja obronna na sprawy, które mnie otoczyły i miażdżyły moją krucha psychikę.
Nikt mnie nie wpakował na wózek inwalidzki. Sama to zrobiłam. Muszę o tym powiedzieć głośno, dobitnie by po raz setny lub nawet tysięczny zdać sobie sprawę z własnej głupoty. Ganiałam za życiem, myślałam, że mam je na wyciągniecie ręki, a czasem, że już wygrałam i mam wszystko
w garści. Bardzo ciężko jest mi przyznać się do tego przed samą sobą. Wszystko związane z tym jest dla mnie tematem tabu. Dziękuję Bogu każdego dnia, kiedy się budzę, że mogłam wstać z piekielnego wózka o własnych siłach. Dziękuję za ten cud i tę szansę, że mimo zerowych rokowań, ja, Sakura Haruno, jestem normalnym znów zdrowym człowiekiem. Na myśli i na ciele.
Stałam w oszklonym ganku i czekałam. Czekałam na wiecznie spóźnionego Ikuto. Pierwsza myśl na jego temat nasuwa się, aż zbyt oczywista. "Impreza". Pewnie odsypia w jakimś kącie nocny maraton, zapominając o zobowiązaniu względem mnie. Nie ukrywam, zjawienie się w Szkole Medycznej na czas jest dla mnie bardzo ważne. Nie sądziłam, że własny brat okaże się takim dupkiem. Byłam wkurzona. Ha! Mało powiedziane - byłam wściekła! Miałam ochotę wrzeszczeć jak nie wyżyta emocjonalnie nastolatka z problemami skórnymi i toną nieposkromionej agresji, która za pierdołę odpaliłaby bombę atomową. Pięć minut Ikuto! To pierwsze i ostatnie ultimatum. A więc stałam na tym pieprzonym ganku, czekając na tego barana. Jedynie gęsto padający deszcz powstrzymywał mnie przed ruszeniem na piechotę do uczelni.
Pogoda nie zachwycała. Szaro, buro i ponuro. Kolorowe liście obryzgane błotem już nie zachwycały swoimi barwami. Całość podłoża zmieniła się w błotnistą papkę, która czekała na zbłądzonego wędrowca, któremu mogła by zassać prawy lub lewy but w swoje ziemiste odmęty. Wszystko było rozmazane, bezkształtne, a słońce nawet na sekundę nie pokazało się zza chmur. Zapowiadał się jeden z tych bardziej szarych dni jesieni.
Niepewnie uchyliłam drzwi frontowe, ale po uderzeniu mroźnego wiatru prosto w twarz skutecznie straciłam jakąkolwiek ochotę na spacer. Zamknęłam je szybko i przykleiłam się do szyby okna jak dziecko czekające na samochód z lodami podczas upalnego lata. Popatrzyłam na zegarek znajdujący się na lewym nadgarstku i uświadomiłam sobie, że zamiast pięciu minut minęło już dziesięć. Nie mogę dłużej czekać - pomyślałam zrezygnowana mając w głowie powrót do cieplejszej części domu oraz poproszenie taty o podrzucenie mnie na uczelnię. Oczywiście w czasie drogi słuchałabym monologu, jaki rodzic szykuje bratu. Często tak robił. Był przewidywalny.
Chwyciłam już za klamkę, by wejść do środka, gdy usłyszałam klakson samochodu. Ikuto! - pomyślałam w duszy, dziękując. Ruszyłam rozemocjonowana, zapominając o całym tym szarym dniu. Szybkim ruchem otworzyłam drzwi frontowe i ruszyłam w stronę samochodu, który trąbił niemiłosiernie. Czując chłód dnia, otuliłam się szczelniej wełnianym kominem, jednocześnie uważając na kałuże, by nie zostać jej ofiarą.
Otworzyłam drzwi samochodu, nie wchodząc do auta, a tylko wsadzając głowę do środka. Na ustach miałam już epicką reprymendę. Musiałam powstrzymać swoje niecne zamiary w porę, zauważając ponadprogramowego pasażera.
- Wiruj do tyłu – usłyszałam jednie.
A niech Cię szlak jasny trafi Ikuto!
Irytacja w tym momencie osiągnęła kres. Wracamy do punktu wyjścia, byłam wkurwiona.
Z zawiścią patrzyłam na brata, powoli wycofując swoją głowę z ciepłego wnętrza samochodu. Szybko zatrzasnęłam drzwi i chwyciłam za klamkę, by usadowić się na tylnym siedzeniu. Kiedy tylko moje cztery litery zetknęły się z twardym fotelem, z zawiścią zaczęłam wpatrywać się w postacie przede mną.
Pein! Zawsze ty! - krzyczałam sama do siebie. Oczywiście nie mogło być inaczej. Najlepszy kumpel Ikuto zajmował uprzywilejowane miejsce przedniego pasażera. Czasem nachodzi mnie myśl, czy oni nie są gejami. Ciągle razem! Ciągle! Oczywiście naśmiewałam się z ich zachowania. Nie byli gejami. Po prostu zawsze razem kręcili jakieś interesy.
- Ile spóźnienia? - zapytał Ikuto, prowadząc samochód po tokijskiej drodze. W lusterku widziałam jego niebieskie oczy, które wędrowały to na ulice, to na mnie.
- Przez ciebie 25 minut. Lepiej mnie bardziej nie dobijaj – powiedziałam, siląc się na spokojny ton, choć cała wrzałam w środku.
- Przepraszam, Sakura. Naprawdę wypadło mi coś mega ważnego i nie mogłem... –
Przerwałam w połowie, bo nie interesowało mnie, co tak naprawdę było ważniejsze od zobowiązania względem jedynej siostry.
- Jedź i nie gadaj - warknęłam, bo nie miałam już czasu na bezsensowną kłótnię. Wolałam, żeby skupił się na prowadzeniu samochodu, poza tym nie chciałam rozstrzygać wszystkiego przy Pein'ie. Sprawy siostrzano-braterskie powinny rozgrywać się bez udziału osób trzecich.
- Jesteś wredna – odezwał się Ikuto, jednocześnie podnosząc mi ciśnienie. Do naszej wymiany zdań dołączył się Pein.
-Sakura ma racje. Skup się, bo my też mamy coś do załatwienia. - Popatrzyli na siebie znacząco, nie zdradzając, co mieli w planach dzisiejszego dnia.
Pein był dziwny. Nad wyraz powściągliwy i konkretny. Ograniczał swoje wypowiedzi do minimum, zazwyczaj mówił jedynie o konkretach. Nie uznawał żartu, ani wykwintnego sarkazmu. Poważny, inny, wyrachowany. Wszystkie cechy mocno kłóciły się z jego rudymi, średnio przystrzyżonymi włosami. Jedynie twarz pokryta licznymi kolczykami wydawała się być dobrym, choć nieidealnym, odzwierciedleniem jego natury. Warto dorzucić, że facet rzadko się uśmiechał.
Stałam przed ogromnymi drzwiami sali wykładowej, w której miałam dziś zajęcia przez resztę dnia. Ciągle miałam w głowie spóźnienie na pierwszą godzinę, więc te czterdzieści pięć minut było dla mnie jak przekleństwo. Trwała przerwa. Chwyciłam za klamkę i po cichu wślizgnęłam się na salę, zauważając jedynie zatrzymany slajd na tablicy głównej i zapalone światło. Nikogo nie było, zajęłam miejsce w środkowym rzędzie stosunkowo daleko od biurka, mając na uwadze miejsca innych studentów. Usadowiłam się wygodnie, ściągając z siebie jesienny płaszcz i wyjmując laptopa.

Najważniejsze wykłady miały miejsce w tej sali. Prowadziła je Tsunade Godaime, najważniejsza osobistość w świecie lekarzy. Kobieta stoi na straży największego tokijskiego szpitala oraz zarządza całym kierunkiem medycznym na tej uczelni. Podziwiam ją. Na jej wykładach trzeba być zawsze i nie można powołać się na nieprzewidziane zrządzenia losu, takie jak grypa czy śmierć ukochanego pupila. Ona tego od nas nie wymaga. Dostajemy maksimum wiadomości do przyswojenia. Czasem jedna nieobecność skutkuje niezaliczeniem roku. Co najważniejsze, nie ma miejsca na nudę. Jej wykłady są pasjonujące, mimo ogromu teorii, jaki wkłada nam do głowy.
Pierwsze spotkanie z Tsunade miało miejsce trzy lata temu po operacji, która postawiła mnie na nogi. Trafiłam pod skalpel jednego z jej podopiecznych. Operacja była skomplikowana. W grę wchodziło moje życie, użyto jakiegoś prototypu, który mam wszczepiony w kręgosłup do końca życia. To on odpowiada za odnowienie nerwów i ich przewodzenie oraz spięcia odpowiednich mięśni. To skomplikowane, więc nawet mi nie zostało to do końca objaśnione. Szukanie dodatkowych wiadomości w książkach czy Internecie zakończyłam fiaskiem. Zero wyników czy nawet małej wzmianki. Między innymi gadżet, który mam w sobie jest powodem podjęcia studiów medycznych, a sama Tsunade i jej renoma powoduje, że znajduję się właśnie tu.
Pierwsze chwile po operacji były ciężkie. Oczywiście nie mówię tu o gojeniu się rany na placach czy przyzwyczajeniu się do uczucia ucisku na karku. Bardziej chodzi o czas dochodzenia do pełni sił. Moja głowa na tym bardzo cierpiała. Nie było radosnego skakania i biegania, by sprawdzić swoje możliwości. Rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej, niż sobie możecie wyobrazić. Po operacji pierwsze sześć miesięcy musiałam przeleżeć plackiem na twardym materacu, często samotnie w izolatce. Do mojej głowy wkradały się różne myśli, dobre i złe. Nie dostawałam żadnych informacji na temat swojego stanu zdrowia. Wszystko pozostało dla mnie i lekarzy pod znakiem zapytania. Byłam królikiem doświadczalnym, obchodzono się ze mną jak z jajkiem. Nie miałam prawa dźwignąć się sama do pozycji pół siedzącej, nie miałam prawa spiąć choć minimalnie mięśnie grzbietu. Doprowadzało mnie to do obłędu, ale trzymałam się twardo zaleceń, korzystając z tych krótkich chwil, kiedy odwiedzała mnie pielęgniarka i wykonywała pobudzający masaż mięśni. Po tym okresie nadszedł czas na kolejny etap.
Uczyłam się siadać, miałam dużo ćwiczeń na koordynacje ręka-oko. Na każdych zajęciach nadzorowała mnie Tsunade. Po roku udało mi się stawać na nogi. Nie zapomnę pierwszej chwili, kiedy zwiesiłam zdrętwiałe kończyny z łóżka i dotknęłam zimnej podłogi. W tamtej chwili odzyskałam chęć do życia, bo dopiero wtedy poczułam, że będę taka jak wszyscy. Rehabilitacje trwały trzy lata. Przez ten czas nauczyłam się cierpliwości, znalazłam cel życiowy, do którego dążę z przyjemnością. Zmieniłam się diametralnie, zaczęłam dopatrywać się samych plusów życia. Już nie miałam myśli samobójczych czy stale nawracającej depresji, nerwicy. Podjęłam studia zaoczne i już wiedziałam, że chcę być lekarzem.
Niby studiuję już drugi rok, ale tak naprawdę pierwszy raz jestem na uczelni ciałem i duchem. Poprzednie lata byłam jedynie duchem. Od niedawna zaczęłam wychodzić z domu i funkcjonować jak człowiek. Oczywiście jestem pod stałym nadzorem kogoś z rodziny. Poprzednie lata nauki opierały się na nagraniach wykładów. Długo zabiegałam o zgodę samej Tsunade, ale w efekcie się udało. Samo ślęczenie nad książkami nie było moją mocną stroną. Nienawidziłam tego, ale skoro sama wyznaczyłam sobie cel nie mogę odpuścić. Chcę pokazać, udowodnić, że można na mnie polegać, mam charakter i potrafię wykorzystać jego potencjał do osiągnięcia celu, który sama wyznaczam. Nie dopuszczam do siebie żadnej rezygnacji czy wypalenia. Wystarczy, że raz zrezygnuję, a wyląduje w punkcie wyjścia.
- Przepraszam. - Z moich myśli wyrwał mnie cichy kobiecy głos. Odwróciłam się zaciekawiona, a moje oczy spoczęły na granatowowłosej dziewczynie, która patrzyła na mnie lekko speszona. - Pani Godaime prosiła o dopilnowanie, by studenci zajęli możliwie najbliższe miejsca przy tablicy -powiedziała bardzo cicho, przez co musiałam połowę rozszyfrować z ruchu jej warg.
Patrzyłam na nią zaintrygowana jej oczami. Były tak jasne i przejrzyste, że nie mogłam stwierdzić jaki mają kolor. Nie zdążyłam jej podziękować. Bardzo szybko odwróciła się i zniknęła w tłumie uczniów wchodzących na salę. Wzięłam słowa dziewczyny do siebie, szybko spakowałam swoje rzeczy, odczekałam chwilę, by inni zajęli swoje miejsca i usiadłam możliwie najbliżej tablicy.
Minęło prawie pięć godzin lekcyjnych. Skrupulatnie notowałam wszystko na laptopie, jednocześnie starając się uczestniczyć w zajęciach. Nie pomyliłam się, dostaliśmy nawał materiału. Bardzo ubolewałam na tym, że nie mogłam zjawić się na pierwszej godzinie. Nic straconego, nadrobię to lub wezmę notatki od jakiejś miłej duszyczki.
Ostatnia godzina wykładów, więc ta najciekawsza. Wyjaśniając, wygląda to tak jak zwykłe odpytanie z materiału. Tsunade nie kończą się pomysły czy przykłady z życia, więc jest w stanie każdemu studentowi dać inny, odosobniony przypadek. Następuje debata, Tsunade rzuca nam kłody pod nogi, nasze zadanie jest proste - uratować życie. Mimo że jest to przypadek teoretyczny, każdy daje z siebie maksimum.
Tak było i tym razem. Przepytała może z dziesięć osób. Wiedziałam, że nie zdąży nas wszystkich przemaglować i większość dostanie prace dodatkową. W duszy liczyłam na to, że mnie nie zdemaskuje. Nie wiedziała nawet o mojej obecności na zajęciach, obecność była sprawdzana jedynie na pierwszej godzinie. Kiepski scenariusz – pomyślałam, kiedy tylko jej wzrok spotkał mój. Byłam jedynym niepasującym elementem tej klasy. Z konsternacją patrzyłam na jej twarz, zauważając lekki uśmiech, po tym uświadomiłam sobie, że mnie pamięta.
- Przerwijcie swoje notatki – zaczęła, a jej wzrok nawet na sekundę nie zmienił kierunku. Zastanawialiście się i mocno podważaliście moją decyzję na temat wiecznie nieobecnej studentki. Chciałabym wam ją przedstawić. Wstań na chwilę, Sakura - zwróciła się do mnie po imieniu. Sam fakt, że je pamiętała był zadziwiający. Bardzo rzadko ktoś trafiał w jej pamięć. Na szczęście Tsunade jedynie wspomniała, że byłam jej najciekawszym przypadkiem. Na szczęście lub nieszczęście, bo nie chciałam być wytykana palcami.
Pomyliłam się, już byłam na celownikach wszystkich osób w Sali - pomyślałam i powoli usiadłam, czując przeszywające spojrzenia. Liczyłam na większą anonimowość.
Po krótkiej prezentacji, Tsunade wróciła do prowadzenia zajęć. Oczywiście nie mogło być inaczej. Wzięła mnie pod lupę i byłam ostro maglowana. Starałam się szybko i konkretnie odpowiadać na pytania. Nie wiem jak mi poszło. Miałam w głowie jej motto : „Zrobię wszystko co w mojej mocy, by pomóc, a nawet więcej". Nie byłam zachwycona z faktu, że zostaję rzucona na głęboką wodę już na pierwszych zajęciach. Nie ogarnął mnie stan euforii, raczej permanentny stres, który skutecznie kurczył żołądek. Mimo tego rozumiałam sytuację, to był pewnego rodzaju test. Dowód na to co przyniosły mi nagrane wykłady. Ponadto właśnie w tej chwili miałam dostać łatkę osoby inteligentnej lub nie. Mimo to doprowadziłam teoretyczny przypadek do końca. Jeszcze chwilę wsłuchiwałam się w ciszę na sali.
- Słyszeliście – odezwała się, kierując swoje słowa do pozostałych studentów. - A teraz dziękuję i do zobaczenia na następnych wykładach.
Nie wiem, co mam o tym myśleć. Dla swojego dobra zaczęłam się powoli pakować, zachodząc w głowę czy wypadłam dobrze. Nie miałam odwagi się zapytać.
- Haruno - usłyszałam poważny ton Tsunade i ze strachem podniosłam głowę, poczułam uderzenie gorąca. Stres, tak właśnie opanował mnie permanentny stres, który skutecznie odebrał mi mowę. Za bardzo odstaję – pomyślałam, mając na uwadze poziom innych studentów. Najgorsze obawy się ziściły. Napotkałam wzrok Tsunade na sobie. - Llista dla Ciebie. - Spięłam się jak struna i próbowałam namówić swoje cztery litery do ruszenia się po ową listę. Oczywiście trochę to trwało.
Podchodząc do jej biurka, trzęsłam się jak osika, nie mogłam opanować drżenia rąk, a serce biło tak mocno, że myślałam, iż wyskoczy. Wzięłam ostrożnie listę i na nią spojrzałam. Był to wykaz książek. Już miałam odchodzić z cichym dziękuję na ustach.
- Zadowala mnie twój poziom, jeśli o tym myślisz. - Miałam wrażenie, że czyta mi w myślach. Stałam przed nią oniemiała. - Studenci przychodzą do mnie tłumami, ciebie natomiast nie widziałam. Bardzo mnie to cieszy, aczkolwiek wolałabym, żebyś nie zachowywała się jak Zosia samosia. Jeśli jest coś niezrozumiałego, przyjdź do mnie. Zaoszczędzisz sobie czas, a mi będzie miło wdać się z tobą w dyskusję.
Ucieszyły mnie jej słowa, podbudowały, więc odpowiedziałam z uśmiechem.
- Bardzo dziękuję, ale nie chcę pani zabierać czasu. - Jedynie na taką odpowiedź było mnie stać. Byłam bardzo skrępowana, a stres powoli mnie opuszczał. To co powiedziała, naprawdę mnie ucieszyło, a wręcz wstrząsnęło dogłębnie. Chciałam być dobrym lekarzem, oczywiście dążyłam do tego i poświęcałam się całkowicie. Po prostu nie byłam pewna swojej wiedzy. Tsunade nie spuszczała ze mnie wzroku.
- Wcale go nie zabierzesz. Zmieniając temat, bardzo interesuję mnie twoja kondycja i ewentualne komplikacje po operacji. Możemy umówić się na jakiś termin? Chciałabym osobiście wszystko sprawdzić. - W tym momencie byłam pewna, że Godaime dobrze w pamięć zapadłam. Zdziwiła mnie jej troska w głosie, ale nie dałam po sobie nic poznać. Jedynie skinęłam głową na zgodę, a na odchodnym powiedziałam, że dostosuję się do terminu i miejsca spotkania.
Szybko wróciłam do ławki i się spakowałam. Wzięłam torbę z laptopem i w biegu ubierałam płaszcz. Ikuto na mnie czeka przed uczelnią, a raczej powinien czekać. Otworzyłam drzwi główne i naciągnęłam ciepłą czapkę na głowę, rozglądając się w biegu po miejscach parkingowych. Zabiję tego dziada! Właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że nikt na mnie nie czeka, a sam parking wieje pustką.


Powoli dojeżdżałem do uczelni, w której Sakura miała wykłady. Spieszyłem się, choć i tak byłem już spóźniony.
- Nie będziesz schodził z ceny, na ten samochód są chętni. Jeśli gnojek nie będzie go chciał za tę sumę, to nie wdawaj się w dyskusje. Zlej go - powiedział Pein, patrząc na mnie. W głowie miałem wiele pytań, tak naprawdę nie chciałem być odpowiedzialny za sprzedaż cudzego auta, ale potrzebne mi były pieniądze.
- Dlaczego ty nie pójdziesz?- zapytałem, by w końcu wyjaśnił mi całą sytuację.
- Te małolaty są powiązane z Sasuke i właśnie przez wzgląd na niego, lepiej będzie jak wszystko możliwie najbardziej zamiecie się pod dywan. Nie ma innej możliwości, sam chciałeś wszystko rozciągnąć w czasie. Mieliśmy szczęście, że nie poznali Sasori’ego. W innym wypadku musielibyśmy zejść z ceny – mówił szybko, przeczesując swoją rudą czuprynę, a ja w dalszym ciągu wierciłem mu dziurę w brzuchu pytaniami.
- Wiesz jak rozwija się sytuacja Sasuke i Madary? Itachi milczy od kilku miesięcy. - To od kilku dni spędzało mi sen z powiek.
- Wiem tyle, co ty. Nie sądzę, by się zgodził, Tsunade skutecznie zajmuje mu czas. Najważniejsza kwestia: co wymyśli Sasuke. Orochimaru też nam siedzi na ogonie. Wszystko się komplikuje, uważam, że czas najwyższy wprowadzić Sakurę. Teraz wystawiasz ją jak na złotej tacy. – Doprowadzał mnie do wrzenia. Doskonale rozumiałem Pein’a, ale z drugiej strony czy mam prawo burzyć świat młodszej siostrze? Nie chciałem, by brała w tym wszystkim udział. Od początku liczyłem, że uda mi się to ukryć lub chociaż zostawiać fałszywe tropy, które prowadziły by donikąd.
- Jeszcze poczekam - rzuciłem i powoli wjechałem na parking uczelni, który wiał pustkami. - Już jest za późno - powiedział Pein dobitnie, tylko pogłębiając moje rozdarcie.
Zbyt dobrze zdawałem sobie sprawę z tego, że ona mnie znienawidzi i straci resztki zaufania. Pożegnałem się z Pein’em krótkim „cześć”, kiedy wychodził z samochodu, a jego miejsce zajęła przemarznięta Sakura. Widziałem jej wkurwienie. Rano była zdenerwowana, ale teraz zaczynałem się martwić o stan moich bębenków. Moja siostra potrafiła stworzyć takie decybele, że po wszystkim słyszałem jedynie długie piszczenie w uszach jak po dobrym koncercie rockowym. Szybko sięgnąłem do schowka, licząc w duszy, że obejdzie się bez krzyków i podałem jej małe zawiniątko wmawiając, że to prezent od rodziców.
- Otwórz, Sakura-chan - poprosiłem, patrząc na jej reakcję.
- Teraz śmiesznie to brzmi Ikuto, mam dwadzieścia pięć lat a nie piętnaście - powiedziała i otworzyła pudełeczko. Najpierw zauważyła liścik, o którego napisanie poprosiłem matkę. Później musiałem palić głupa.
- Co dostałaś? – zapytałem, dobrze wiedząc, co znajduje się w środku.
- Bransoletkę od mamy - wyszeptała zaskoczona, wyciągając ją ostrożnie i zakładając na nadgarstek. Jeszcze chwilę patrzyłem na ja jej twarz, chciałem zapamiętać jej uśmiech i iskrzące zielone oczy.


- Jesteś ich najmłodszym dzieckiem. Mnie tak nie rozpieszczali - powiedziałem zadziornie i ruszyłem z parkingu, drocząc się z Sakurą przez całą drogę do domu.

4 komentarze:

  1. Witam! <3
    Po pierwsze ogromnie dziękuję za podziękowania! Cudownie czuję się z tym, że mogę komuś pomóc w karierze pisarskiej, mimo iż sama nie jestem tak dobra, by zajmować się tym zawodowo. A szkoda, bo edycja tekstów wcale nie jest taka zła. Jednak przez całe życie nie mogłabym tego robić, o nie.
    I masz babo placek! Nie wyłapałam jednego błędu, tuż na samym końcu rozdziału. Ta przerwa między dialogiem, to raz. A dwa, ten tekst o bransoletce. "Jeszcze chwilę patrzyłem na ja jej twarz, chciałem zapamiętać jej uśmiech i iskrzące zielone oczy." - to "ja" trzeba grzecznie usunąć. Mój błąd, wybacz. Człowiek nie maszyna ze mnie :p
    Jak doskonale wiesz, podoba mi się Twój styl i sposób, w jaki opisujesz niektóre rzeczy. Wiesz też, że nadal brakuje tutaj emocji bohaterów, ale wierzę, iż nad tym twardo popracujesz.
    Wiemy już co nieco o przeszłości Sakury, wiemy też, dlaczego studiuje medycynę i kto tak naprawdę nad nią czuwa. Bardzo, ale to bardzo podoba mi się postać Ikuto, mimo że wyczuwam w nim coś niepokojącego to jest to tak wciągające, że nie mogę. Więcej Ikuto, plis! \o/ Chyba zostałam jego fanką, zupełnie nieświadomie :o
    W co wmieszany jest Sasuke w ogóle? Co to za nielegalne akcje? I jak Sakura zostanie w to wszystko wtajemniczona? Po prostu nie mogę się doczekać, by przeczytać coś więcej! Ujmuje mnie również relacja rodzeństwa. Ikuto - opiekuńczy, starający się ubezpieczać tyły swojej siostry; a po drugiej stronie Sakura - nadpobudliwa, zła na swojego wiecznie spóźniającego się brata. Duet idealny :D
    Rozgadałam się, tak prawie że kompletnie nie na temat. Ale wiesz, co o tym rozdziale myślę. Pisz więc dalej, bo wyczuwam niezłą historię z ciekawą fabułą!
    Pozdrawiam ciepło <3

    OdpowiedzUsuń
  2. O ile sam prolog mnie nie zaciekawił (przepraszam za to, ale jakoś nie mogłam się przekonać :D ), tak 1 rozdział wydaje się cud maliną! Bardzo bardzo ciekawy styl pisma, przyjemnie się czyta. Fabuła zaciekawia.
    I chce się czytać dalej, po prostu! :)
    Czekam na 2 :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale się nie dziwię, że Prolog mógł nie trafić w gusta. Osobiście długo się zastanawiałam i postawiłam na banalny początek typu "jestem w szpitalu i się budzę". Oczywiście sytuacja była dość kluczowa. Chciałam pokazać początek drogi jaka przechodzi Haruno mam nadzieję, że w 1 coś się wyjaśniło i zachęciło :) Bardzo dziękuję za komentarz i uciekam chorować dalej xd oczywiście już powoli szykuje 2. Bez czasu :)

      Usuń
  3. Po prostu cudowny! Rozdział przeszedł moje oczekiwania, a w szczególności ta tajemnicza końcówka. Nie mogę się doczekać kolejnego! Mam nadzieję, że wena dopisze :')

    Zapraszam również na mojego bloga :)
    http://narutoandkasumi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń